Historia ubezpieczeniowa – wakacje

Spokojne wakacje. Siedzisz na ławce i patrzysz jak Twoje dziecko rozpoczyna przygodę z jazdą konną.  Tak trochę bardziej na poważnie niż do tej pory. Jedno ćwiczenie, drugie, trzecie. Idzie mu całkiem dobrze. Prawie koniec dzisiejszego treningu.

I nagle koń się zrywa, dziecko spada, koń „przebiega” po nim. Strach, niepewność, jazda do szpitala. Badania, kontrola. Może być potrzebna operacja! Podejrzenie pęknięcia wątroby! Co???!!! Transport do kolejnego szpitala, kolejne badania, kolejna niepewność. Po trzech dniach ufff! Ulga, wszystko w porządku, wracamy do domu.

Wymyślona historia? Niestety nie. To było moje dziecko…

Na szczęście wszystko skończyło się dobrze. A gdyby było inaczej? Szpital 300 km od miejsca zamieszkania. Jeden rodzic musi zostać, drugi działa, ale pracuje „na pół gwizdka”. Bo ograniczenia czasowe, bo myśli nie w pracy tylko 300 km dalej. Przy dziecku.

Co jeżeli się to stanie Twojemu dziecku? Odstawisz się i przestaniesz zarabiać? Dla rodzica nic nie jest ważniejsze niż zdrowie dziecka, ale rachunki trzeba płacić. Masz zasoby finansowe, sięgasz po nie – nie ma problemów.

Nie masz zasobów… to może warto pomyśleć o SMYKu?

Bo tak właśnie nazywa się ubezpieczenie – dla dzieci. A dokładniej dla rodziców, których dotknęło nieszczęście i ich dziecko złamało nogę, spadło z konia, poważnie zachorowało. Albo po prostu znalazło się w szpitalu z powodu choroby.

Zapytaj mnie o szczegóły!

tel. 508 195 570 lub napisz: pr(at)ubezpieczeniarudzki.pl

Aha. I wcale nie trzeba jeździć konno. W szpitalu leżała dziewczyna, która po prostu potknęła się na chodniku, złamała nogę i dodatkowo doznała wstrząsu mózgu!!!

Comments are closed.